Autorem Genkaku Picasso, o którym będzie dzisiaj mowa, jest Usamaru Furuya – artysta do tej pory znany z komiksów alternatywnych i dojrzałych, nierzadko poruszających tematy egzystencjalne. Trochę się zdziwiłam, gdy wzięłam do ręki jego mangę stworzoną na potrzeby magazynu shounen o, w sumie, niemałej renomie – Jump SQ, które publikuje parę już nieco zakurzonych, ale jednak, hitów gatunku.
Hikari Hamura jest aspołecznym uczniem liceum, który większość swojego czasu spędza zamknięty w swoim świecie, rysując – jest to jeden z dwóch powodów, dla którego koledzy z klasy nazywają go Picassem. Chłopak nie miałby żadnych przyjaciół czy nawet bliższych znajomych, gdyby nie Chiaki – inteligentna i pogodna koleżanka z klasy, zafascynowana psychologią, która wraz z Picassem tworzy dwuosobowy szkolny klub o nazwie Klub Przy Brzegu Rzeki. Ich działalność ogranicza się do przesiadywania nad, jak nazwa wskazuje, brzegiem rzeki po szkole, gdzie Hikari może w spokoju porysować, a dziewczyna towarzyszy mu czytając książki o psychologii.
Ta rutyna trwałaby prawdopodobnie aż ukończą szkołę średnią, a może nawet i dłużej, gdyby nie to, że tego spokojnego dnia, kiedy zaczynamy śledzić losy bohaterów, miał tam miejsce wypadek… w którym oboje zginęli. Na szczęście, Chiaki w porę zwróciła się do Bogów i Buddy, aby uratować swojego przyjaciela i jego ogromny talent. Jej prośba została wysłuchana, a wypadek przeżył wyłącznie Picasso. Jednak nie ma nic za darmo i cenę za przeżycie chłopak musi ponieść sam – no powiedzmy, bo nie obejdzie się bez drobnej pomocy nikogo innego jak… właśnie Chiaki, która w formie kieszonkowego anioła (widocznego tylko dla Hikari – dziewczyna w końcu nie żyje) będzie mu pomagać.
Na szali znalazło się dalsze przeżycie naszego artysty-geniusza, a warunkiem koniecznym jest tutaj niesienie pomocy innym ludziom. W jaki sposób? Od tamtej pory Hikari widzi ciemne aury wokół ludzi, którym musi pomóc – to pozwala zajrzeć do serca danej osoby, na podstawie czego chłopak przelewa ten obraz na własny szkicownik, a następnie wchodzi do rysunku… W skrócie: Picasso ma pomagać za pomocą swojego talentu. I robi to, bo w przeciwnym razie jego ciało zgnije.
Prawie wszystkie z rozdziałów są epizodyczne i skupiają się na jednej, czasami na dwóch postaciach. Z początku jest dość banalnie i schematycznie: Hikari niechętnie pomaga osobom ze swojej klasy uporać się z problemami emocjonalnymi, które na pozór wydają się poważne, a okazują właściwie bardzo… typowe i dalekie od tego, jak zostały na początku przedstawione. Albo inaczej: rozterki są nietypowe jak na współczesnych nastolatków, niektóre wręcz abstrakcyjne, ale z przeważającym, a więc typowym, podejściem niedojrzałych umysłów do roztrząsania miałkich kwestii. Sprawiło to, że odbiór pierwszego tomu historii zdecydowanie nie był dla mnie nieprzyjemny – a to poniekąd z powodu akcentów humorystycznych – ale nastawiło mnie tak, że Genkaku Picasso potraktowałam raczej jako czytadło, niż coś więcej. Dopiero po drugim tomie jest lepiej – albo problemy są trochę inne, albo zostały po prostu lepiej umotywowane.
Chociaż nie ma tu mowy, żeby postacie były nieprzemyślane – każda z nich jest barwna i udało im się nie popaść w schematy – to ich rozterki mogą nudzić dojrzałego czytelnika, który jest już niewrażliwy na pewne kwestie (pewnie dlatego, że jest dużo bardziej samoświadomy, a to nasi bohaterowie dopiero w sobie odkrywają).
Mimo to, w którymś momencie wcześniejsze wrażenia w ogóle przestały mieć znaczenie, bo opowieść o Picassie oraz jego kolegach zaczęła nabierać kształtu, akcentów humorystycznych i wartości. Wystarczyło zrozumieć zamysł autora i dać się temu porwać, żeby mieć z lektury frajdę. Poczułam się też naprawdę mile zaskoczona tym, w jaki sposób zakończyła się ta opowieść – wszystko domknęło się sensownie i pouczająco.
Nie mogę nie wspomnieć o stronie graficznej. Mangaka operuje tutaj obrazami tak doskonale scalającymi się z historią, że… na próżno szukać takiego talentu u innych autorów tworzących w gatunku shounen. Serio. Symbolika, złudzenia optyczne, przemieszanie różnych stylów rysowania… Jest cudnie, a ja szczególnie upodobałam sobie te momenty, gdy Picasso wchodzi do własnych rysunków.
Wydanie nie odbiega od innych z serii Viz Shonen Jump Manga – format jest mniejszy od mang Hanami, ale większy od standardowego shounena w wydaniu polskim (taki, jak niektóre mangi Studia JG, np. Tokyo Toy Box). Tomy są bardzo poręczne i grubsze, niż przeciętna manga – każdy ma ponad 200 stron. Chropowaty, biały papier, sztywna okładka, brak kolorowych stron czy dodatków. Na końcu każdego tomu są extra od autora.
Takie połączenie (Furuya + shounen) choć z początku mnie dziwiło, było naprawdę fantastycznym pomysłem. Świetne umiejętności, niezwykła wyobraźnia i oryginalny pomysł sprawiły, że autor mógł się trochę pobawić historią – były momenty, gdy wychodziło mu to różnie, ale Genkaku Picasso wiele nadrabia swoim zakończeniem oraz przekazem. W ogólnym rozrachunku, jest więcej, niż warte przeczytania – o ile nikogo nie zniechęcają okruchy życia w dość młodzieżowym wydaniu. Dla czytelnika dojrzałego może zostać przyjemną odskocznią – pod warunkiem, że taki czytelnik wie, na co ma się nastawić – a jeśli chodzi o młodzież to zapewniam, że będzie to wartościowa rozrywka.
Zdjęcia są okrutnie złe i miałam problem z tym, żeby je sensownie ustawić w Bloggerze, no ale wolałam już nie opóźniać. Planowałam też wstawić ich dużo więcej, ale wyglądałoby to bardzo niekorzystnie, więc jeszcze pomyślę nad jakimś rozwiązaniem - bo Genkaku Picasso ma naprawdę dużo do pokazania. Mam nadzieję, że uda mi się wkrótce zrobić lepsze zdjęcia (i poprawić to i owo w tekście) czyli, jak zawsze, nie jestem zadowolona.
A następnym razem będzie o Manga Taisho!
Przepraszam, że tak późno, Steffcia :'D
Zdjęcia nie są złe, widać to co ma być widać, więc nie ma na co narzekać. ^^
OdpowiedzUsuńCo do tytułu to wcześniej nie słyszałam o nim, ale ja też jeśli chodzi o mangi jestem "troszeczkę" opóźniona, więc nie ma się co dziwić. Czy kupiłabym, gdybym miała okazję? Sama nie wiem, nie jest to pozycja wpasowująca się w mój gust, żeby cokolwiek stwierdzić musiałabym najpierw sięgnąć do skanów.
Myślę, że jednak są (ale nie będę dramatyzować, bo i tak je zmienię w swoim czasie) :'D
UsuńJa też o tytule nie słyszałam aż nie zobaczyłam go w ofercie sklepu, a interesuję się autorem, więc szkopuł chyba tkwi w czymś innym, niż opóźnienie ;) W takiej sytuacji warto tytuł sprawdzić, ja od siebie mogę jedynie dodać, że to raczej nie jest rozczarowujący tytuł. Może nie być w kogoś klimacie, ale manga jest uniwersalna i, hm, bezbolesna.
Ooo, bądź błogosławiona Ty i Twoi potomkowie za tę notkę!
OdpowiedzUsuńMnie się akurat zdjęcia podobają, lubię takie.
Co do samego mangu, ta teenage drama trochę mało zachęcająco brzmi, ale tylko trochę, bo eh, większość japońskiego shitu to problemy nastolatków (lub dzieci, ostatnio przerzuciłam się na animu dla dzieci). Fabuła brzmi interesująco, no i bardzo lubię epizodyczne opowieści. Wydanie wygląda świetnie, bardzo podobają mi się te okładki stylizowane na kołonotatnik. Chociaż trochę nie podoba mi się, że wszyscy są tak niesamowicie śliczni.
Gdy tylko znajdę pieniążek, zamówię sobie <3
Nie mogłabym zgodzić się bardziej. Przez ostatnie kilka miesięcy odzwyczaiłam się od oglądania anime, więc te rozterki w Picasso jakoś tak mnie poraziły. Jest tam trochę angstowania, ale wszystko rozgrywa się szybko, więc nie będzie boleć ;)
UsuńFajnie, cieszę się, że mogłam doradzić!
Obym tylko nie doradziła źle :'D
Recka bardzo fajna, przyjemnie się ją czytało! Natomiast co do samej mangi, to mam mieszane uczucia... Niektóre elementy mogłyby mnie zainteresować (nie wiem, mam jakieś zboczenie i wielbię artystów wszelakich, a malarzy i rysowników szczególnie), inne natomiast nieco irytować. Wizualnie manga bardzo mi się podoba. Szkoda tylko, że wydanie VIZ nie zawiera kolorowych stron ;(
OdpowiedzUsuńMyślę jednak, że dam temu tytułowi szansę i jak trafię na jakąś okazję, to wezmę na spróbowanie pierwszy tom :) W końcu Muzykę Marie uważam za jedną z najlepszych mang wydanych u Polsce, to do czegoś zobowiązuje.
O artystach nie ma tam nic, prócz ksywy bohatera, główną rolę odgrywają tu raczej umiejętności autora - jest na co popatrzeć, bo zastosował różne style, złudzenia optyczne i coś jak, hm, rysunek trójwymiarowy.
UsuńMam wrażenie, że mogłabyś się zirytować/zmęczyć, jak ja na początku. Z drugiej strony, ja wcale nie znam Twojego gustu dobrze ;)
hym... tytuł jest ciekawy, i z tego co napisałaś o tej mandze wydaje mi sie że może być ciekawa.
OdpowiedzUsuń