Manga Terror
Home » , » 20 Nagrody Kulturalne im. Osamu Tezuki (Tezuka Osamu Cultural Prize) - cz. I: nominacje

20 Nagrody Kulturalne im. Osamu Tezuki (Tezuka Osamu Cultural Prize) - cz. I: nominacje

Written By Tallu on 20 mar 2016 | marca 20, 2016

Chihayafuru

25 lutego ogłoszone zostały tytuły nominowanych mang do kolejnej, już dwudziestej edycji chyba najbardziej prestiżowego rozdania nagród komiksowych w Japonii. Chodzi oczywiście o tytułowe Tezuka Osamu Cultural Prize - przedsięwzięcie organizowane przez dziennik Asahi Shimbun, jedną z najbardziej poczytnych i szanowanych gazet w Japonii.

Po raz pierwszy omawiałam konkurs i wyróżnione w nim komiksy w 2014 roku, tutaj, jednak skupiłam się wówczas jedynie na zwycięzcach, nie poświęcając uwagi wszystkim nominowanym, bo gdy pisałam swój mocno spóźniony tekst wyniki były znane. W 2015 tyle się działo w moim życiu, że w ogóle zapomniałam napisać o tym wydarzeniu.

W tym roku zadecydowałam, że już się tak nie spóźnię, a moja kumpela, A., spontanicznie podsunęła mi swój świetny pomysł - omówienie nominacji, zanim wyniki zostaną ogłoszone i wytypowanie, wraz z czytelnikami, zwycięzców. Pomysł uznałam za naprawdę trafiony i tak oto w tym roku lekko zmieniam formę pisania o tym konkursie. Będzie jeszcze bardziej felietonowo i mocno-prawie-tak, jakbyście śledzili Oscary! No... w zamyśle.

Co roku wymagania co do tytułów nominowanych trochę się zmieniają - w tym wymogiem był przynajmniej jeden tom z serii, który został opublikowany w 2015. Skład, który nominuje komiksy do konkursu to zazwyczaj mniej lub bardziej znaczące persony związane z branżą, wymienione z nazwiska, ale nie tym razem. Osoby, które w tym roku zgłosiły mangi to niesprecyzowani specjaliści oraz pracownicy japońskich księgarń.

Nominowani to:

Tytuł: Orange
Autor: Ichigo Takano
W wieku szesnastu lat Naho Takamiya otrzymuje dziwny, lecz szczegółowy list z przyszłości od siebie samej, starszej o dziesięć lat. Na początku wszystko wydało jej się oryginalnym żartem, ale szybko okazuje się, że treść listu pokrywa się z wydarzeniami, które mają miejsce w ciągu następnych dni - wliczając w to pojawienie się nowego ucznia w jej klasie, Kakeru Naruse, który zajmuje miejsce w ławce obok niej. List opisuje wszystko tak, jak sama Naho opisałaby każdy kolejny dzień w pamiętniku. W swojej wiadomości, jej 27-letnie "ja" kieruje swoje słowa do nastoletniej Naho pisząc, że tym czego najbardziej będzie w życiu żałować jest fakt, iż Kakeru nie ma już dłużej w przyszłości z ich przyjaciółmi i prosi ją, by uważnie go obserwowała...

Ten komiks był najczęściej zgłaszanym z przedstawionych tu nominacji i nie jest tak bez powodu, bowiem porusza ważny i aktualny w Azji temat samobójstwa. Jak się okazuje, Kakeru zniknął z przyszłości Naho i ich przyjaciół, ponieważ zupełnie niespodziewanie popełnił samobójstwo. Zadaniem głównej bohaterki jest zmienienie biegu wydarzeń, co jest piekielnie trudne, bo gdy ktoś chce popełnić samobójstwo nie wystarczy go po prostu powstrzymać - trzeba się w jakimś stopniu tą osobą zaopiekować, a już na pewno ją otworzyć. I myślę, że jest to komiks przede wszystkim o tłumionych emocjach i żalu, że nie daliśmy sobie szansy, by coś zrobić lub zmienić, gdy były ku temu idealne okazje. A wyrażanie prawdziwych emocji i może być dla Japończyków wręcz ekstramalnie trudne. Pomijam już presję społeczną, czy bezlitosną dla niektórych sytuację ekonomiczną Japonii, które są głównymi przyczynami samobójstw w tamtej części świata - to jest kraj zamknięty na emocje kulturowo, w którym wyróżnia się postawy honne i tatemae.

Orange to nie tylko historia o Naho, Kakeru i żalu, którego ciężko jest się pozbyć z serca - jest też o przyjaźni, akceptacji stanu rzeczy, na który naprawdę nie mamy wpływu, pogodzeniu się ze sobą, no i o zakochaniu. Tym pierwszym, niewinnym, czystym zakochaniu. Poza tym, postaci jest więcej, odgrywają tu bardzo ważną rolę i wszystkie zostały rozbudowane. Krąg przyjaciół głównej dwójki bohaterów składa się z czwórki innych osób - te postacie są różnorodne, kolorowe, dają się polubić dużo bardziej, niż można by się tego spodziewać i mają duży wpływ na wydarzenia w mandze. Sama Naho nie zdołałaby wiele zmienić, gdyby nie zaangażowanie przyjaciół. I jakkolwiek słodką dziewczyną jest główna bohaterka, nie polubiłabym tej historii aż tak, gdyby nie postacie wokół niej.

Do tej pory przeczytałam cztery tomy tej historii (z pięciu) i, jak na shoujo, oceniam ten komiks bardzo wysoko. Bardzo go lubię i przywiązałam się do postaci (ale tych drugoplanowych). Mam z nim jednak mały problem - gdyby nie depresja Kakeru i motyw listu z przyszłości, Orange nie różniłoby się za wiele od rzeszy innych mang shoujo. Naho i Kakeru są wręcz stereotypowi, jak na ten gatunek i dopiero, gdy do akcji wkraczali ich przyjaciele czułam, że w końcu są reprezentowane są jakieś nowe postawy (np. zachowanie Suwy - jeśli czytaliście, wiecie co mam na myśli) w gatunku. Dlatego pod tym względem dużo wyżej cenię sobie - również nominowane w tym roku - Chihayafuru, które jest o wiele bardziej oryginalne od Orange. Nie zmienia to jednak tego, że Orange poleciłabym właściwie wszystkim - tj. jeśli nie przeszkadza Wam, że jest to romans szkolny, bo to naprawdę ładna historia. Śliczna wręcz. I choć aspiruje do czegoś trochę głębszego (pod względem psychologicznym), a tym nie jest, pozostaje wartościowa i warta przeczytania. Nic dziwnego, że jest popularna. A mnie jakikolwiek sukces tej mangi będzie cieszyć.

W lato możecie się spodziewać adaptacji na anime. Mangę wydało w Polsce wydawnictwo Waneko.


Tytuł: Golden Kamui
Autor: Satoru Noda
Sugimoto Saichi, znany na polu bitwy jako "nieśmiertelny Sugimoto", jest weteranem wojny rosyjsko-japońskiej. Obecnie tkwi na północy Japonii, w prefekturze Hokkaido, w poszukiwaniu złota, aby zapewnić żonie zmarłego na polu walki towarzysza oraz jego dziecku, wszystko to, czego potrzebują. Któregoś dnia udaje mu się poznać historię o ukrytym przez pewnego złodzieja złocie wartym fortunę. Do współpracy namawia ajnuską dziewczynę, która uratowała mu życie - oboje będą walczyć o przetrwanie próbując odnaleźć złoto, nim zrobią to kryminaliści.

Kamui, tudzież kamuy, z mitologii Ajnu oznacza boga. Tłumaczenie tytułu to więc złoty bóg lub, co wydaje mi się bardziej adekwatną interpretacją, bóg złota. No bo, wiecie, szukają złota.

Kiedyś natknęłam się już na tę mangę i na pierwszy rzut oka wydała mi się dość niewiarygodna - wtedy trafiłam na losowy rozdział i stwierdziłam, że nie będę sobie mieszać w swojej wiedzy historycznej o Ajnu. Teraz, kiedy na potrzeby tego tekstu do niej wróciłam, zaczęłam od początku i przeczytałam już kilka rozdziałów, dalej jestem w stanie przyznać sobie trochę racji. Nie zauważyłam żadnych historycznych przekłamań - bo to manga historyczna w pewnym stopniu - jest za to kilka, jak dla mnie, naciąganych sytuacji, ale jestem w stanie przymknąć na nie oko.

Główni bohaterowie są ciekawi, Saichi w dodatku niejednoznaczny moralnie - dla niego dotrzymanie obietnicy zmarłemu przyjacielowi jest czymś, co powinno zostać zrobione, ale, z drugiej strony, jest już na tyle spaczony tym, co miało miejsce na wojnie, że nie ma oporów przed... oskórowaniem trupa innego kolegi, gdy jest to niezbędne w przybliżeniu się do celu. Ta historia potrafi być bardzo brutalna, szczególnie, gdy chodzi o przetrwanie na Hokkaido, ale nie jest też pozbawiona... specyficznego humoru, często związanego z jedzeniem.

Golden Kamui jest całkiem niezłe i nietypowe - nie wiem czy na tyle, by wygrać, ale jest lepsze, niż się spodziewałam. No i okazało się, że faktów o Ajnu jest tu naprawdę dużo, więc komiks mnie kupił. Będę czytać dalej.

po tej stronie zmieniłam zdanie - manga roku (◕‿◕✿)

Manga została również nominowana do dziewiątej, tegorocznej odsłony Manga Taisho Award.


Tytuł: Kodoku no Gourmet
Autorzy: Masayuki Kusumi (scenariusz) oraz Jiro Taniguchi (rysunki)
Komiks poświęcony jest głównie japońskiej kuchni tradycyjnej. Głównym bohaterem jest handlowiec podróżujący służbowo po całej Japonii, który jest wielkim miłośnikiem jedzenia. W przerwach od pracy odwiedza czasem niepozorne, a czasem popularne restauracje w poszukiwaniu nowych, kulinarnych doznań. W każdym z rozdziałów czytelnikowi przybliżana jest konkretna potrawa.

Manga została wydana w Polsce przez wydawnictwo Hanami pod tytułem Samotny Smakosz.

Mam mały problem ze zrozumieniem czym tak naprawdę Samotny Smakosz zasłużył sobie na miejsce wśród tegorocznych nominowanych i ogólnie ze zrozumieniem furory, jaką podobno robi ta seria w Japonii. Kulinarne podróże Goro Inogashiry, głównego bohatera, zostały bowiem zaadaptowane na liczący sobie cztery sezony, bardzo popularny serial, a sama manga doczekała się od roku swojej publikacji (1994) trzech różnych edycji wydań.

Jestem pewna, że dzieje się tak głównie za sprawą autentycznych, naprawdę działających w Japonii lokali, które autorzy umieścili w komiksie - często były to mało popularne, lokalne knajpki, czy nie rzucające się w oczy rodzinne restauracje, które, pomimo braku rozgłosu, serwują zaskakująco dobre posiłki. Manga kulinarna to nie jest bardzo duży rynek w kraju swojego pochodzenia, ale też nie nisza, a Japonia na pewno jest krajem miłośników jedzenia - o czym mogą świadczyć wypuszczane rok w rok nowe smaki produktów spożywczych, czy popularne tam zjawisko turystyki kulinarnej.

Kolejnym powodem mogą być sami autorzy - Masayuki Kusumi odpowiedzialny za scenariusz tworzy w kooperacji inną, równie popularną serię kulinarną (Hana no Zubora Meshi), a Jiro Taniguchi to marka w świecie japońskiego komiksu dla dojrzałego czytelnika. Myślę, że to target tego drugiego może w sporym stopniu stać za dużą popularnością serii. Chodzi mi o ludzi w wieku średnim lub wyżej (40+), którzy nie czytają zbyt wielu mang, z pominięciem tych autorów, których pamiętają z szeroko pojętej młodości. Dla nich i dla ludzi zainteresowanych wartymi uwagi miejscami na mapie kulinarnej Japonii, lektura może okazać się dużą przyjemnością. To oczywiście tylko moja własna, być może tendencyjna, hipoteza, ale mi lektura Samotnego Smakosza radości nie sprawiła i w tym problem.

Fabuła jest szczątkowa, a bohater właściwie nieistotny - ten komiks to po prostu... jedzenie jedzenia i jakiś monolog wewnętrzny Goro na temat smaku, lokalu, w którym posiłek został zaserwowany, a następnie, w małym procencie, pokazane zostaje to, co wydarzyło się przed pójściem do restauracji i po wyjściu z niej. Tak miało być i pewnie, gdybym była Japonką, znalazłabym tu coś, co sprawi, że będę chciała dowiedzieć się więcej o danym miejscu lub potrawie (te bywają ciekawe). W momencie, w którym muszę polegać na nieinteresujących przemyśleniach głównego bohatera i, co akurat jest na plus, krótkich tekstach na temat tego, czym jest dana potrawa, autorstwa jednej z osób z wydawnictwa, nie widzę dla siebie nic, co miałby sensownego ten komiks wnieść w moje życie. Nic. I dlatego tak bardzo się dziwię co on tu robi - gdzie są ukryte wartości i pójście śladami Tezuki? Niestety, będę zawiedziona, jeśli którąś z nagród wygra ten komiks.


Tytuł: Chihayafuru
Autor: Yuki Suetsugu
Chihaya Ayase jest szczerą, energiczną dziewczynką bez szczególnych talentów i zainteresowań, która w szkole podstawowej zaczyna fascynować się staromodną karutą - bardzo nietypową, tradycyjną japońską grą karcianą bazującą na stu, uznawanych za najpiękniejsze, japońskich poematach. Zapoznana z dynamicznym stylem gry przez cichego i refleksyjnego kolegę z klasy, Aratę, szybko się z nim zaprzyjaźnia. Wkrótce zaczynają grać w karutę jako zespół wraz z Taichim, bystrym, wysportowanym i pewnym siebie przyjacielem z (jeszcze wcześniejszego) dzieciństwa Chihayii, aż do momentu, w którym ich drogi rozchodzą się z różnych powodów na etapie gimnazjum. Gdy zaczyna się ich nowe, licealne, szkolne życie, znów się spotykają.

Chihayafuru zdarzyło mi się już pisać w 2013, jednak nie odeślę Was do właściwego postu, bo kompletnie nie oddaje on moich odczuć co do tej historii w sposób, który dzisiaj by mnie satysfakcjonował.

Przede wszystkim, pomimo tego, iż komiks o karucie jest komiksem z gatunku sportowych, ta historia toczy się głównie wokół dorastającej trójki głównych bohaterów, a następnie wokół samych rozgrywek i masy innych, pobocznych - ale wcale nie mniej ciekawych - postaci. Wszystkie elementy grają tu ogromnie ważną rolę, ale to wzajemne relacje Chihayi, Araty i Taichiego najbardziej komplikują historię. Przez "wzajemne relacje" mam na myśli i te sportowe, i te romantyczne, bo Chihayafuru to z czasem także bardziej poważny szkolny romans.

Z tego powodu manga odróżnia się bardzo, bardzo mocno od innych, japońskich komiksów sportowych - nie jest shounenem (sportowym), gdzie do niedawna właściwie nie pojawiały się postacie kobiece; a jeśli już to nie grały w nich pierwszych skrzypiec i były tylko wsparciem dla sportowców, zamiast być sportowcem. Jest mangą nastawioną na żeńskiego czytelnika, ale, co nie zdarza się często w przypadku josei czy shoujo, zdobyła bardzo dużą popularność również wśród męskich czytelników. Zazwyczaj - a przynajmniej przed Chihayafuru - działało to odwrotnie. Sama karuta jest świeżym pomysłem, którego - z całym bogactwem japońskiego komiksu - chyba nie było wcześniej w żadnej mandze.

dynamiczny kadr z wybijającą karty Chihayą, bo czemu nie

Wszystko to świadczy jedynie o tym, jak nietypową i łamiącą schematy historią Chihayafuru jest. W standardowym romansie szkolnym bohaterka w przytłaczającej większości przypadków nie ma żadnych zainteresowań - a nawet jeśli coś lubi i to robi, to zazwyczaj nie musi rywalizować z kimś, kim jest zainteresowana romantycznie lub kimś, kto jest zainteresowany nią. Połączenie głębokiej pasji do czegoś (tu do gry), przyjaźni, kiełkujących uczuć romantycznych i sportowych ambicji jest połączeniem niebanalnym i, jak się okazuje, mocno wciągającym - a to wciąż nie jest największa zaleta tej historii.

Podobnie, jak opisywane przeze mnie kiedyś Real czy Uchuu KyoudaiChihayafuru jest komiksem uskrzydlającym, motywującym do działania, czy życia po prostu. Każda z tych trzech mang jest dla mnie jak solidny zastrzyk pozytywnej energii. Każda oferuje spory przekrój różnych, dobrze umotywowanych  i rozwiniętych bohaterów i ich, mniejsze lub większe, ale wartościowe przemiany. No i bardzo, bardzo dużo lekcji - na temat życia, relacji międzyludzkich, tego, co ludzi napędza do działania, tego, co ich łamie (najbardziej w Real, ale wciąż). Przy tym, z tej trójki, jeśli o dramaty chodzi, to Chihayafuru jest najłagodniejszym komiksem (to w końcu romans szkolny), co oznacza też, że najbardziej przyjemnym, relaksującym i... nietrudnym. Ta historia właśnie taka miała być, a głębszych  życiowych przemyśleń należy szukać w wymienionej wcześniej dwójce. Nic jej to zresztą nie ujmuje, bo jest mangą inspirującą.

Mogłabym napisać o losach Chihayii lub o wydarzeniach poprzedzających powstanie tej mangi jeszcze więcej, ale zostawię to sobie na inny post - mam nadzieję, że ten o komiksie, który wygra tegoroczną edycję konkursu, bo to właśnie tej pracy kibicuję najmocniej.


Tytuł: Cho-no-Michiyuki
Autor: Kan Takahama
Miejscem akcji jest Nagasaki, a konkretniej Maruyama - tamtejsza dzielnica czerwonych latarni. Historia o śmierci i miłości rozwija się pomiędzy bezkonkurencyjną kurtyzaną, a chorującym mężczyzną.

Japoński tytuł w wolnym tłumaczeniu może zostać przełożony na uciekającego motyla bądź motyla kroczącego ścieżką przeznaczenia (albo drogą w dół; musicie mi wybaczyć braki w edukacji, bo i tak jesteście skazani wyłącznie na moje tłumaczenie, huehue). W każdym razie, skoro mowa o motylu, już możecie się domyślić, że chodzi o piękną, ale tragicznie uwięzioną w miejscu swojej pracy, kurtyzanę.

Natknęłam się na informacje o sztuce teatralnej kabuki pod tym samym tytułem. Moje wcześniejsze podejrzenia okazały się jak najbardziej na miejscu, choć pomiędzy komiksem, a sztuką są pewne różnice. Przede wszystkim, wersja teatralna to pokazana za pomocą tańca podróż dwóch motyli - odrodzonych dusz pary kochanków, którzy popełnili samobójstwa, ponieważ ich rodziny nie wyrażały zgody na ich związek za życia oraz dlatego, że było to z pewnych przyczyn coś, co było konieczne by umożliwić związek innej parze. No i Cho no Michiyuki w wersji kabuki to tylko fragment większej całości - jest tak naprawdę jednym z aktów sztuki pt. Keisei Yamato Zoshi, stąd konsekwencje samobójstw mają dużo dalej idące skutki.

Udało mi się przeczytać wyłącznie pierwszy rozdział tej mangi i wiem, że moje przypuszczenia co do fabuły są dobre. Nie wiem jednak co może stać za nominacją w konkursie i jakie Cho no Michiyuki właściwie jest - dobre, bardzo dobre czy tylko niezłe. Prezentowało się w porządku, ale mnie pierwszy rozdział szczególnie nie zainteresował.

Jeśli w tegorocznej edycji zostanie przyznana nagroda dla najlepszej krótkiej historii, myślę, że Cho no Michiyuki ją wygra. Albo to, albo Hanagami Sharaku - nie ma innej opcji, bo tylko te dwa tytuły są jednotomowe i zamknięte. No dobra, jest jeszcze jednotomowe (ale wciąż w publikacji) Kodoku no Gourmet, ale... po prostu mam nadzieję, że nie.


Tytuł: Hanagami Sharaku
Autor: Kei Ichinoseki
Epoka Edo. Drugi z synów pewnego urzędnika miasta, pracuje w teatrze Nakamura-za, pod przewodnictwem mistrza kabuki - Ichikawy Danjūrō V - jako flecista. Kiedy jego starszy brat zostaje zamordowany, główny bohater (flecista) musi jeszcze raz uczyć się tego, jak zostać wojownikiem. W tym samym czasie na terenie Edo (dzisiejsze Tokio) seryjny morderca poluje na młode dziewczęta.

Pierwszy człon tytułu, czyli hanagami (鼻紙) oznacza bibułę i podejrzewam, że ma nawiązywać do rodzaju papieru, na którym ówcześnie malowano. Drugi człon, Sharaku (写楽) to nazwisko jednego z mistrzów stylu ukiyo-e, tradycyjnego malarstwa lub drzeworytu japońskiego. W samym opisie zostało już wspomniane kabuki, czyli jeden z rodzai japońskiego teatru. Mamy więc dwa motywy z kultury ukiyo, czegoś, co w wielkim uproszczeniu można by nazwać sztuką rozrywkową w ówczesnej Japonii.

To drugi z komiksów, o którym informacji w internecie jest mało, ale, na szczęście, udało mi się znaleźć rawy... które niewiele mi rozjaśniły, koniec końców nawet nie wiem czy udało im się złapać przestępcę (chyba tak) bo na kartach tej jednotomowej historii dzieje się dużo. Podobno ten komiks nie był wydawany w magazynie chronologicznie, jeśli chodzi o wydarzenia, które miały miejsce w tej opowieści, ale w taką kolejność zostały poukładane już w wydaniu tomikowym.

przykład tego, jak autor miksuje style

Jedną rzecz wiem na pewno - manga jest bardzo ciekawa graficznie. Rysunek do pewnego stopnia wiernie odwzorowuje ukiyo-e... kiedy tego chce. Niektóre postacie są rysowane bardziej w tym stylu, niektóre mniej, ale wygląda to co najmniej interesująco.  To, co zobaczyłam na kartach komiksu chyba mi się podobało (całkiem fajny styl) i dla mnie jest to murowany zwycięzca nagrody specjalnej (zwanej nagrodą za oryginalność) - i to nie tylko za kreskę, ale także za osadzenie historii kryminalnej z epoki Edo i dodanie do tego kultury ukiyo. Tym bardziej, że to najnowsza praca autora po aż 24 latach przerwy, co na pewno zostanie zauważone i wzięte pod uwagę przez jurorów.


Tytuł: Yotsuba&!
Autor: Kiyohiko Azuma
Yotsuba jest dziwną, małą dziewczynką z wielką osobowością. Szybko przekonują się o tym jej nowo poznani sąsiedzi, gdy ta przeprowadza się ze swoim tatą do małego miasteczka - nawet w najbardziej trywialnych i niewyróżniających się sytuacjach, ciekawość i entuzjazm Yotsuby jest w stanie zamienić codzienność w przygodę.

Yotsubato jest bardzo prostą, komediową mangą, w której humor opiera się na różnych, śmiesznych zdarzeniach z życia codziennego. Wszystkie zaaranżowane są przez pomysłową, uroczą Yotsubę, która w ten sposób nieco ubarwia życie osób ze swojego otoczenia. Dialogi nie są długie, fabuły właściwie nie ma, a wydarzenia mające miejsce w ogóle nie byłyby ciekawe, gdyby nie postać małej, pięcioletniej dziewczynki, która jest pełna energii i wiele z tego, co robi lub widzi jest dla niej zupełną nowością. A to sprawia, że czasem powie coś, czego nikt by się nie spodziewał lub zinterpretuje coś w abstrakcyjny sposób.

Myślą przewodnią historii o małych-wielkich przygodach Yotsuby jest "ciesz się wszystkim" i idealnie podsumowuje to to, co możecie tu znaleźć i z tej mangi wynieść. To ciepły, nieskomplikowany komiks, w którym znów możemy poczuć się mali, a wszystko, co widzimy, jest widziane oczami pięcioletniego, cieszącego się każdym dniem dziecka.

Nie jestem szczególną fanką tego komiksu, ale rozumiem jego urok i doceniam, że dla bardzo wielu ludzi okazał się sposobem na relaks po ciężkim dniu. Dla mnie jeszcze nie, bo mam wystarczająco dużo do przeczytania, ale i to może się zmienić. Manga została już nagrodzona za doskonałość na Japan Media Arts Festival. Poza tym, była nominowana do Nagród Kulturalnych im. Osamu Tezuki już w 2008 roku oraz do Nagród Eisnera w kategorii najlepszej publikacji dla dzieci, ale nic nie wygrała. Myślę, że i w tym roku szanse ku temu nie są duże, szczególnie przy konkurencji Orange czy Chihayafuru, które typuje na faworytów konkursu. No ale zobaczymy.


Podsumowanie

Trzymam kciuki za grand prix (główne wyróżnienie) dla Chihayafuru. Obawiam się jednak, że przekaz tego komiksu nie pokrywa się jednoznacznie z tym, co i jak tworzył Tezuka - a przynajmniej nie tak, jak mogliby sobie tego życzyć jurorzy. Nie, żebym miała pewność, iż którakolwiek z tegorocznych nominacji jest bliska dziełom mistrza, ale! Z całą moją miłością do historii o Chihayii i jej przyjaciołach grających w karutę, nie znajdziemy tam nic, co aspirowałoby do naprawdę poważnej, głębokiej tematyki tak, jak Orange ze względu na swój trudny temat. Zresztą, nawet jeśli to Orange wygra, i tak będzie to wygrana w pełni zasłużona - tylko mi jakoś tak losy Chihayii bardziej imponują, bo to dłuższa, lepiej rozwinięta i dużo bardziej nietypowa historia.

Obie mangi są wartościowe - Orange pomimo uderzania w poważniejsze tony nie przytłacza i dostarcza dużo refleksji, a Chihayafuru inspiracji i bodźców do zmiany lub walki o marzenia. Oba są w stanie zmienić czytelnika na lepsze, co jest chyba najbardziej trafionym argumentem za tym, dlaczego w ogóle zostały tu wyróżnione.

To, że tak się stało, mimo wszystko, mnie lekko dziwi - szanuję i doceniam każdą z nominowanych tegorocznych mang, ale czuję się zaskoczona ich wyborem. A to tylko dlatego, że Nagrody Kulturalne im. Osamu Tezuki postawiły sobie poziomem  niektórych poprzednich edycji poprzeczkę niesamowicie wysoko, przynajmniej według mnie. O tym też mogłabym napisać znacznie więcej, jednak by nie przedłużać, wystarczy choćby rzucić okiem na nagrodzonych nagrodą główną w edycjach konkursu kilka lat wstecz: rewelacyjny Monster, zapierających dech Vagabond, refleksyjny Pluto i kilka innych, bardzo poważnych komiksów.

Z drugiej strony, bywały edycje, gdzie grand prix wygrywały mangi nawet w połowie nie tak popularne - a może nawet i nie tak dobre - jak Orange i Chihayafuru właśnie. To jest, koniec końców, z mojej perspektywy totalna loteria - nigdy nie wiem, co kieruje akurat Japończykami (bo Amerykanów dużo łatwiej mi rozgryźć) przy nagradzaniu kolejnych komiksów. Tym bardziej, że nie zawsze są szanse na to, aby z każdym z nominowanych tytułów się zapoznać, jeśli mieszka się poza Japonią.

Kto wie, jak potoczy się ta edycja? Są szanse na to, że zostanę zaskoczona, bo przy osiemnastej edycji konkursu nagrodę główną wygrała równie nietypowa manga sportowa - było to Sangatsu no Lion. Albo zaskoczona zupełnie, bo wygra któraś z mang, której treść nie jest mi dokładnie znana. Przecież największą niewiadomą (ale też i dużą zaletą) każdego rozdania nagród jest to, dlaczego te komiksy, o których nigdy nie słyszeliśmy się tu znalazły. Poza tym, oprócz nagrody głównej są jeszcze inne wyróżnienia: nagroda specjalna, najlepszy krótki komiks, czy czasem nagroda czytelników.

Jaka jest Wasza opinia i jakie są Wasze typy?

Ankieta po prawo trwać będzie do końca marca, a w pierwszej połowie kwietnia, kiedy pojawią się wyniki, napiszę drugi post rzucający trochę więcej światła na to, jaki komiks wygrał którą kategorię i dlaczego.

A Tobie, A., bardzo, bardzo dziękuję za ten pomysł!

Terror Fanpage

SHARE

9 komentarze :

  1. "animowana adaptacja została zaplanowana na październik bieżącego roku" Serio? Może ktoś to wyda w Polsce :D (płonne nadzieje)

    "rewelacyjny Monster" - Czytam polskie wydanie Monstera i nie wiem czym ludzie się zachwycają. Jak na razie podobały mi się tylko krótkie historie o pobocznych postaciach, reszta jest bardzo średnia.

    Wyszedł już drugi tom Samotnego Smakosza :D Też mi się ta manga nie podoba. Gdyby była o gotowaniu, to jeszcze. Ale to jest o jedzeniu :/

    Ja też kibicują Cihayi, mimo że nie widziałam anime ani nie czytałam mangi. Od lat wygląda mi to na świetną mangę. Kiedyś może się zabiorę za tę serię. Ja już tak mam, że skoro wiem, że coś jest dobre, nie mam już potrzeby czytania tego w skanach. A tomików po ang/pl nigdy nie będzie. Chyba że zdarzy się cud.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi podpowiedziała Wikipedia, ale już widzę, że popełniłam błąd. https://en.wikipedia.org/wiki/Yotsuba%26! - ostatnie zdanie w pierwszym akapicie. Niestety, nie zwróciłam uwagi na przypis i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to nie Yotsubato dostało anime, a coś z nim w dziwny sposób powiązanego :< Za pomyłkę przepraszam.

      Z Chihayafuru to jest taki dziwny przypadek, gdy historię najlepiej poznawało mi się przez anime i bardzo je polecam na początek zamiast mangi. Na ten temat chciałabym napisać w drugiej części, o ile ta manga wygra. Na wydanie w USA czy w Polsce nie ma szans, niestety - za długie, dużo do tłumaczenia (i to nie tylko językowo, ale też kulturowo - karuta to bardzo nietypowa gra).

      Jakieś przypuszczenia co do innych wyróżnień? :)

      Usuń
  2. Myślę, że nawet jeśli Orange nie otrzyma głównej nagrody, to dostanie tą od czytelników. :) W 2014 zwycięzca mnie w pełni zadowolił, 2015 był mi jakoś obojętny więc mam nadzieje, że w tym roku wygra ktoś na kogo liczę. Najbardziej bym się ucieszył chyba z Yotsuby ( dzięki za info o anime, nie wiedziałem O_o ), ale Cihayi też byłaby odpowiednia, i to raczej ten drugi tytuł ma większe szanse. Również liczę na to że smakosz nie otrzyma żadnej nagrody - jak na razie chyba najsłabszy komiks w którego tworzeniu brał udział Taniguchi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do anime Yotsubato - angielska Wikipedia wprowadziła mnie w błąd i przepraszam za tę pomyłkę. https://en.wikipedia.org/wiki/Yotsuba%26! - pierwszy akapit, ostatnie zdanie. Po sprawdzeniu przypisu okazało się, że anime dostało coś, co nawiązuje do jednej z postaci z mangi.

      Co do Smakosza - zgadzam się. Jeśli chodzi o Orange to nie wiem czy istnieje możliwość przyznania tej historii nagrody od czytelników - oficjalne nominacje chyba wykluczają tytuły z plebiscytu czytelniczego, choć nie mam pewności. Jednak, gdyby potoczyło się to tak, jak piszesz, ja również byłabym zadowolona ;)

      Usuń
    2. Gdyby nie to, że zapowiedziano piąty sezon Natsume to fałszywa informacja wprowadziłaby mnie w stan przygnębienia :'D

      Wydaje mi się, że był przynajmniej jeden taki przypadek, ale ręki sobie uciąć nie dam.

      Usuń
  3. Och, notka super <3 Sama już obczajałam informacje na temat tegorocznych finalistów, ale u Ciebie dowiedziałam się znacznie więcej :) Znam jeno Orange i Chihayafuru, ale obie serie ogromnie lubię, więc ich nominacja cieszy mnie niezmiernie. Niestety kibicuję jednak Orange :P Jednak klimat tej krótkiej serii zaciekawił mnie bardziej niż trochę ciągnąca się momentami sportówka.
    Z powyższych tytułów ogromnie zaciekawił mnie Golden Kamui (historia! Hokkaido! Ajnu!) i czeka na mojej liście-poczekalni na mój czas i chęć :)

    Jesteś na bieżąco z Chihayafuru? Bo tak sobie zerknęłam na ostatnie kilka rozdziałów (tak to znam tylko anime) i widzę, że dzieje się! Choć w serii (znów - anime) jednak przeszkadzało mi trochę, że rozwój romansu irytująco stoi w miejscu. Czy w mandze coś się porządnie ruszy? (akurat tutaj nie przeszkadzają mi spoilery). Wiem, że postaci super i karcianka tez wciąga, ale jednak po takim czasie mogłoby coś się stać między bohaterami... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)

      To wcale nie jest "niestety", wygrana Orange też by mnie nie zabolała - zabolałby tylko Samotny Smakosz :'D Rozumiem Twój punkt widzenia i myślę, że jest całkiem sensowny. Aż jestem ciekawa który z tych dwóch tytułów jest tak naprawdę popularniejszy w Japonii (tudzież sprzedał się lepiej).

      Nie jestem na bieżąco, ale na potrzeby tego tekstu zaspoilerowałam sobie trochę najnowszych wydarzeń. W kwestii romantycznej - tak, zadziało się. Być może niewiele i wolno, ale zadziało się.

      SPOILER: doszło do wyznań romantycznych ze strony obu głównych męskich postaci. Jeśli znajdę krótkie podsumowanie wydarzeń, na które się natknęłam na jakimś blogu to podeślę Ci link w mailu. Będę tego szukać :>

      Usuń
  4. Orange w sumie jest fajnie zamknięte, ukończone - dlatego widziałabym dla niego nagrodę teraz. Chihayafuru jest nieukończone, niezamknięte żadną klamrą, więc chociaż wyróżnienie mu się na pewno należy to poczekałabym na zakończenie/dalszy rozwój historii. Reszty tytułów nie znam, więc ciężko mi się wypowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też o tym myślałam w ten sposób, ale z rozdaniami nagród w Japonii bywa różnie - kryteria potrafią się zmieniać z roku na rok i rzesze świetnych komiksów pozostają jakby przez nie ignorowane. Nie wiem czy ta okazja dla Chihayafuru się powtórzy, jeśli chodzi o Nagrody Kulturalne, ale przynajmniej w innych konkursach sobie ładnie poradziło :>

      Usuń

Dziękuję za lekturę i ewentualny komentarz! :)