Manga Terror

Eisner Awards 2015

Written By Tallu on 21 paź 2015 | października 21, 2015

Późno, ale napisania o kolejnej, tegorocznej edycji Will Eisner Comic Industry Award nie mogłabym odpuścić. Niewielka - najmniejsza zresztą na tym blogu - poczytność tego typu postów mnie nie zniechęca, bo wśród nominowanych znalazły się tak wartościowe komiksy, że pominięcie okazji do napisania o nich złamałoby mi serce.

Skupię się tylko na jednej - ale jedynej słusznej na tym blogu - kategorii, czyli Najlepsze Amerykańskie Wydanie Zagranicznego Materiału - Azja. Zeszłorocznego zwycięzce i nominowanych w tej kategorii opisałam tutaj

Zwycięzca

Tytuł amerykański: Showa: A History of Japan, 1939-1944
Autor: Shigeru Mizuki

Showa: A History of Japan jest 8-tomową mangą historyczną skupiającą się na wydarzeniach z ery Shōwa - najdłuższej z er w historii Japonii - która miała miejsce w latach 1926-1989.
W USA została wydana w czterech tomach zbiorczych podzielonych na lata:

- 1926–1939 (obejmuje Wielkie Trzęsienie Ziemi w Kanto oraz Incydent Mandżurski)

- 1939–1944 - tegoroczny zwycięzca (wojna pomiędzy Japonią, a Chinami, początek II Wojny Światowej oraz wojny na Pacyfiku)

- 1944–1953 (kontynuacja wojny na Pacyfiku,  zakończenie II WŚ oraz wojna Koreańska)

- 1953–1989 (rekonstrukcja Japonii oraz nagły rozwój ekonomiczny)


Ten komiks to niesamowite świadectwo życia jego autora.

W 1926 Shigeru Mizuki miał zaledwie kilka lat. Był świadkiem i na własnej skórze doświadczył trudów życia w ponurej, trwającej aż 64 lata, erze Shōwa. Na szczęście, 93-letni dziś rysownik przeżył ją całą, co czyni Showa: A History of Japan komiksem na wpół biograficznym - jednak jest też czymś więcej, niż dziennikiem własnych przeżyć i obrazem przemian polityczno-gospodarczych Japonii. Jest ważną lekcją.

To nie jest kolejna oczywista, prosta w interpretacji manga. Fakty i wydarzenia historyczne przeplatają się tu z wątkami z życia samego autora - czasami jest to obraz brutalnej wojny, w której Mizuki naprawdę brał udział (i w której stracił ramię), a czasem są to spokojne plansze przedstawiające próby edukowania się artystycznie w ciężkich gospodarczo czasach.

Co ciekawe, narratorem całej historii został Nezumi Otoko - czyli, w dosłownym tłumaczeniu, Mężczyzna-Szczur - prezentująca się zdecydowanie kreskówkowo postać, która przewijała się często w innej serii autora. Chodzi o GeGeGe no Kitarō, serię komiksów Mizukiego o youkai, czyli stworzeniach z japońskiej mitologii  - autor specjalizuje się w tego typu historiach. Nawiązań do pozostałych komiksów autora jest sporo, ale to dlaczego wybrał akurat tę postać na narratora Showy pozostaje zagadką.

Być może wojna, którą przyszło mu przeżyć była dla niego na tyle surrealistycznym przeżyciem, iż chciał by to odczucie udzieliło się i czytelnikowi za pomocą narracji postaci, która nie pasowała do obrazka? Jaki był faktyczny zamiar autora, tego nie wiem, ale z pewnością to posunięcie było zamierzone. Udowadnia mi to tyle, że Showa to bardziej złożona opowieść, niż można by się spodziewać.

Przecież wojna, którą przeżył autor nie była czymś, co chciałby przeżyć, gdyby miał taki wybór. Manga jest wypełniona krytyką wymierzoną w działania wojenne Japonii, a szczególnie w Masakrę Nankińską. Bardzo słusznie.

Co więcej, Showa: A History of Japan pozostaje wierna prawdzie historycznej - co jest wręcz szokujące, gdy weźmie się pod uwagę to, jakie podejście do tematu reprezentuje japoński rząd od lat nie przyznając się do swoich zbrodni wojennych. Młodzi Japończycy nie czytają w podręcznikach o tej niechlubnej części historii ich kraju. Wyobraźcie sobie zatem jakie kontrowersje i reakcje muszą budzić tam dzieła pokroju tego, co udało się stworzyć Mizukiemu.

70 lat po II Wojnie Światowej. Shigeru Mizuki pozuje z Showa: A History of Japan.


Showa: A History of Japan jest komiksem-lekcją o potężnym przekazie anty-wojennym i z tego właśnie względu uważam, że zwycięstwo jest tutaj w pełni zasłużone. Komiks został uhonorowany ze względów ideologicznych, ale czy można się temu dziwić?

Sam Shigeru Mizuki jest dla mnie kimś absolutnie wyjątkowym - człowiekiem mądrym i wspaniałym, któremu przyszło żyć w tak okropnych czasach, że aż brakuje mi słów. Naprawdę wzrusza mnie myśl o tym, jak niestrudzony prowadzi inspirującą, pacyfistyczną wojnę przeciwko wojnie. I robi to komiksem. Podziwiam.


Nominowani

Tytuł amerykański: All You Need Is Kill
Autorzy: Hiroshi Sakurazaka, Ryosuke Takeuchi, Takeshi Obata, Yoshitoshi Abe

Niedaleka przyszłość. Świat został pogrążony w wojnie przeciwko rasie obcych zwanych Mimikami, które opanowały większość Ziemi z misją wyeliminowania ludzkości. Keiji Kiriya zostaje nowym rekrutem Zjednoczonych Sił Obronnych, które mają za zadanie zwalczać obcych. Już pierwszego dnia służby Keiji oraz jego oddział giną w walce z Mimikami... A może był to tylko sen?

Z niewyjaśnionych przyczyn, za każdym razem, gdy Keiji umiera, zostaje wskrzeszony i powraca do swojego ciała dokładnie na dzień przed bitwą. Co właściwie się z nim dzieje i jak może zatrzymać ten niekończący się cykl?



Manga powstała na podstawie powieści Na skraju jutra wydanej w 2004 roku. Komiks wydało u nas wydawnictwo JPF.

W końcu, na potrzeby tego posta, zebrałam się do przeczytania tej mangi i muszę stwierdzić, że lektura była zupełnie bezbolesna. Nie mam dużo do powiedzenia - to bardzo krótki, ale całkiem niezły komiks akcji. Historia i rozwiązania są tutaj oryginalne, choć, z mojej perspektywy, bardzo łatwe do przewidzenia.

Czyta się szybko i dobrze, tylko nie do końca wiem co All You Need Is Kill robi wśród nominowanych właśnie do nagród Eisnera, bo odbiega od innych nominacji i jest z nich chyba najbardziej mainstreamową propozycją. Zdziwiłam się, ale samego komiksu nie odradzam - jest w porządku.


Tytuł amerykański: In Clothes Called Fat
Autor: Moyoco Anno

Na pierwszy rzut oka Noko wydaje się prowadzić stateczne, satysfakcjonujące życie - samowystarczalność, dobra praca, długoletni i akceptujący ją partner.

To wrażenie szybko pryska, a jej świat okazuje się być dużo bardziej przygnębiający. Ze względu na nadwagę Noko jest bardzo negatywnie odbierana i traktowana przez swoje otoczenie. Jej każdy dzień to na przemian wysłuchiwanie komentarzy na temat swojego wyglądu, poprawianie sobie humoru jedzeniem i rozmyślania o swoim ewentualnym, idealnym życiu w idealnie szczupłym ciele.


Ten komiks uważam za szalenie ważną lekturę, którą dobrze by było, gdyby przeczytał każdy. Ale nie będę się oszukiwać, że jest to możliwe - dla większości opis brzmi pewnie zbyt ciężko lub, co gorsza, sugeruje coś, z czym się nie zgadzacie, czyli akceptację "odchyleń od normy".

Bo przecież nadwaga albo otyłość są jednoznacznie złe, to nie wygląda dobrze. Jak można się tak zapuścić i w ogóle! Tacy ludzie powinni wziąć się za siebie, bo przecież wszystkie elementy, które godzą w Twoje poczucie estetyki należy wyeliminować. Co z tego, że mowa tu o żywej osobie, skoro nie da się patrzeć? Straszna straszność, koniec świata.

Na niewrażliwość i nieskończoną tępotę ludzi, którzy nie widzą nic złego w ciągłym, negatywnym komentowaniu wyglądu innych i uprzykrzaniu im życia, nie mam słów. Na ograniczenie tych, którzy uważają, że prawo do życia mają ludzie odpowiadającym ich kanonom piękna też. I właśnie na tym problemie, moim zdaniem, skupia się ten komiks - na chorej nienawiści, agresji i społecznym przyzwoleniu na nie, gdy tylko ktoś odbiega od pseudo normy. Co więcej, komiks pokazuje konsekwencje tego do dziś akceptowalnego zachowania. No ale od początku.

Noko jest dla mnie, na początku tej historii, przykładem osoby, która nie miałaby problemu ze swoją wagą, gdyby nie to, że inni ludzie ten problem mają. Wyobraźcie sobie sytuację, w której każdego dnia jesteście atakowani negatywnymi opiniami na swój temat, o które wcale nie pytaliście. Dokładnie takie sceny są codziennym, przykrym elementem życia bohaterki, która upokarzających komentarzy musiała słuchać przez niemal całe swoje życie. Pomimo długoletniego przekonania, że wcale jej to nie rusza, coś musiało w końcu w niej pęknąć i właśnie wtedy zaczyna się właściwy bieg tej historii.

Noko po pewnym przybijającym zdarzeniu, akceptuje dotąd narzucany jej przez otoczenie tok myślenia i wpaja sobie, że tak długo, jak nie ma szczupłej sylwetki, nie jest nic warta. Żyje w odrealnionym przekonaniu, iż jej życie zacznie się dopiero, gdy schudnie. Wtedy też zaczynają się jej problemy z zaburzeniami odżywiania, a ich przebieg nie jest tak oczywisty, jak mogłoby się wydawać - bo to nie tylko kwestia tego, w którą stronę jej waga niebezpiecznie się przechyla.

Ta manga doskonale obrazuje to, jak łatwo jest zniszczyć człowieka.

Jest to boleśnie realny obraz nie tylko zaburzeń odżywania (które mogą dotknąć każdego) ale też, niestety, presji społecznej. Cokolwiek zrobi główna bohaterka, nigdy nie jest idealna - gdy schudnie zawsze znajdzie się ktoś, kto powie jej, że woli pełniejsze kształty lub starszą wersję jej, ewentualne zazdrosne "koleżanki" z pracy ją obsmarują. A gdy przytyje, znowu mierzy się z krytyką ogółu społeczeństwa.

To wszystko właściwie w imię czego? Przyzwolenia tłumu na jej życie?


Tytuł amerykański: One-Punch Man
Autorzy: One, Yusuke Murata

Wygląd Saitamy sugeruje tylko jedno - "przeciętność". Od jego łysej głowy, aż do nic nie wyrażającej twarzy i niczym niewyróżniającej postury. Jednakże, ten wyglądający na przeciętniaka młody mężczyzna wcale nie jest tym, na kogo wygląda... Saitama tak naprawdę jest super-bohaterem poszukującym godnych przeciwników!

Problem polega na tym, że gdy znajdzie się obiecujący kandydat, Saitamie i tak za każdym razem udaje się powalić go pierwszym uderzeniem.

Czy znudzony heros odnajdzie w końcu złoczyńcę, który mu dorówna?


One-Punch Man to naprawdę kapitalny komiks i nie wiem czy istnieje ktokolwiek, kto po lekturze mógłby ocenić tę historię negatywnie. A jeśli tak, nie mieści mi się to w głowie.

Jak tu nie kochać niepokonanego i znużonego swoją codziennością Saitamy o twarzy tak zblazowanej, że wyraża ona więcej niż tysiąc słów? Jak nie kochać superbohatera, który jest tak rozczarowany swoją nadprzyrodzoną mocą, że jego hobby stają się wyprzedaże? Zachowanie Saitamy i jego przeciwników ma niewiele wspólnego z tym, co znane nam z komiksów superhero - jeśli ten rodzaj komiksu miał swoje standardy to One-Punch Man je burzy i tworzy od nowa, będąc przy tym rewelacyjną parodią gatunku. Jest po prostu komicznie.

Ale humor tej mangi to nie tylko parodiowanie utartych schematów gatunku - jest zabawna również graficznie. Główny bohater jako jedyny jest tutaj narysowany byle jak - jego głowa wygląda jak jajko - podczas, gdy inne postacie oraz lokacje są dużo bardziej dopracowane, a wszelkie potyczki prezentują się nadzwyczajnie dobrze.

Już w grudniu zapowiedziana przez JPF publikacja w Polsce. Nie mogę się doczekać.


Tytuł amerykański: Wolf Children Ame & Yuki
Autorzy: Yu, Mamoru Hosoda

Gdy Hana zakochała się w młodym mężczyźnie, który pojawiał się czasem na jej uniwersytecie, ostatnią rzeczą jakiej by się po nim spodziewała było... bycie po części wilkiem. Nie zmieniło to jednak jej uczuć, a w ich szczęśliwym związku szybko pojawiła się dwójka dzieci.

To, co wydawało się Hanie być sielanką nie trwa wiecznie,  a ojciec jej dzieci tragicznie znika z ich życia. Młodej i samotnej matce nie jest łatwo, tym bardziej, że maluchy odziedziczyły sekret swego ojca - wilczą krew.

Jak poradzi sobie Hana z dwójką wilczych dzieci balansujących na granicy człowieczeństwa i ich drugiej, dzikiej natury?



Tę mangę wydaje właśnie w Polsce wydawnictwo Waneko.

Komiks powstał na podstawie pełnometrażowego anime z 2012 o tym samym tytule, w reżyserii Mamoru Hosody - człowieka znanego z kilku innych fajnych, wartościowych filmów kinowych. Podsumowując reżysera, podsumowałam właściwie samą historię - jest ciepła, fajna, wartościowa i... ciut lepsza jako anime.

Nie potrafię wskazać dokładnie wady tej opowieści, ale na pewno jakąś ma - najprawdopodobniej jest nią główna bohaterka, Hana, która jest bez wątpienia idealną matką. Idealną do tego stopnia, że niemal nierealną. To sprawiło, że historia, choć naprawdę dobra, nie wzbudziła mojego zachwytu i nie za bardzo wiem jak swoje odczucia ubrać w słowa. Czegoś tu brakuje, ale zobaczyć warto, więc czemu by nie przekonać się na własnej skórze?


Tytuł amerykański: Master Keaton
Autorzy: Naoki Urasawa, Hokusei Katsushika, Takashi Nagasaki

Taichi Hiraga-Keaton - czyli główny bohater - syn japońskiego zoologa i angielskiej arystokratki, jest śledczym w biurze ubezpieczeń znanym z licznych sukcesów i niekonwencjonalnych metod w swoich dochodzeniach.

Wykształcony archeologicznie, mający za sobą doświadczenia z brytyjskich Specjalnych Sił Powietrznych, Mistrz Keaton używa swej wiedzy by odkrywać stare sekrety, krzyżować szyki złoczyńcom oraz szukać prawdy.


Czytałam bardzo dużo dobrego na temat tego komiksu, co sprawiło, że zamierzam samej sobie ten tytuł w najbliższej przyszłości sprezentować i może nawet któregoś dnia napisać mu przegląd wydania. Dowiedziałam się o nim z zagranicznych serwisów tyle, że jest ciekawym połączeniem Sherlocka Holmesa z McGyverem. Przy czym sam bohater i zagadki są na tyle unikalne, iż to wszystko nie nurzy, nawet pomimo epizodyczności.
Dla mnie to brzmi dobrze, czuję się przekonana.

W tym roku również Was zapytam - czy macie jakieś spostrzeżenia w temacie nominacji?

Dajcie mi znać jak prezentuje się teraz Terror, bo, no, starałam się :>
Mało lajków na fejsbuku :<
SHARE

5 komentarze :

  1. One-punch man... wciąż nie potrafię zrozumieć tych zachwytów nad pomyłem na historię. Rozumiem, że rysunki są prześliczne, dokładne, kadrowanie rewelacyjne, ogólnie 10/10 i do ula, ale historia?...Jest nudna, nieśmieszna i nudna. Tu też boli mnie przeciętność tej historii. Szkoda, że rysunki "się zmarnowały". Chyba, że po dwóch tomach jest duuużo lepiej. Może po dwóch tomach pojawia się fabuła, nie wiem. Kiedyś pewnie to sprawdzę.
    Wolf children uwielbiam. Piękna historia, wyidealizowana, fakt, ale cudowna *.* A anime nie da się oglądać. Nie ma to jak godzinne gapienie się w widoczki i ludzi chodzących po ulicach. To dla mnie za wiele.
    All you need is kill bardzo topornie mi się czytało, żałowałam wydanych pieniędzy na ten komiks. LN znacznie lepsza.
    Pozostałych nie czytałam, ale gdyby zostały wydane w Polsce chętnie bym je kupiła.

    Blog bardzo ładny, przyjemny dla oka i prosty w obsłudze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że One-Punch Man po dwóch tomach jest dalej taki sam, jaki był. Gdyby nie jego epizodyczność, zrobiłby się z tego po prostu kolejny standardowy shounen, a nie parodia. Kumpela kiedyś stwierdziła, że brak ciągłej fabuły jest tu najmocniejszym punktem fabuły i ja się z tym zgadzam. Podejrzewam więc, że ciąg dalszy nie zmieni Twoich odczuć.
      Co do Wolf Children - też uważam, że pewne momenty anime się dłużą, ale, jak dla mnie, jeśli chodzi o projekty postaci, jest narysowane lepiej :>
      Jeśli uważam to, co przeczytałam w mandze za coś bez fabularnych fajerwerków to powinnam sięgać po książkę? LN czymkolwiek się różni?

      Dzięki za opinię :)

      Usuń
    2. Fabuła jest bardzo podobna, różnice są niewielkie. Już nie pamiętam dokładnie tych różnic. W LN były emocje i mnie wciągnęło, w mandze nawet kreska mi się nie podobała.

      Może O-PM mi się nie podoba właśnie przez swoją epizodyczność. Nie lubię takiego czegoś (wciąż dziwię się, że Mushishi mi się podoba).

      Usuń
  2. Ha! Wszystkie tytuły znam (część co prawda tylko z tytułów ale jednak ;)). I też nie rozumiem, co tu robi "All You Need Is Kill", to przecież średniak...

    Za to od jakiegoś czasu zastanawiam się nad "In Clothes Called Fat". Nie wiem, czemu jakoś do tej pory się za to nie zabrałam. Na dodatek istnieje amerykańskie wydanie.
    Co do samej nadwagi - dla mnie jest to jednoznacznie złe. Choćby ze względów zdrowotnych. Jasne, nie powinno się głupio komentować wyglądu takich osób ani ich obrażać ale nie mówmy, że nadwaga /otyłość to nic złego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z jednej strony Showa brzmi interesująco i chciałabym to przeczytać, wręcz powinnam, ale z drugiej - jestem zbyt wrażliwa. Wytrzymałam jeden tom Bosonogiego Gena i ze dwa odcinki Rainbow. Zdaję sobie sprawę, że to strasznie głupie,gdy mówi to fanka Junjiego Ito, ale te zabawne i odrealnione horrory po prostu dają mi rozrywkę, nie lubię myśleć przy moich komiksikach :<
    All you need is kill mamy kupione wszystkie trzy wersje, ale z żadną się jeszcze nie zapoznałam, chcę w kolejności powstawania, mimo że wiem, że nie trzeba :)
    Jeśli o OPM chodzi to fajnie, że jest anime, bo anime>manga. Ale fandom już zaczyna być odpychający, no ale fandomy zawsze ssą i do poziomu obrzydliwości fanów Steven Universe raczej nie dotrze :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za lekturę i ewentualny komentarz! :)